Reklama

Polityka

Nie dzielimy krwi na lepszą i gorszą

Z ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem rozmawia Artur Stelmasiak

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ARTUR STELMASIAK: – Jaką datą jest 15 sierpnia dla Wojska Polskiego?

MIN. ANTONI MACIEREWICZ: – Świętem, podczas którego czcimy wielkie zwycięstwo naszego oręża i wspominamy opiekę Matki Bożej, która zawsze była i jest bliska sercu polskiego żołnierza. To jedna z najważniejszych dat w polskiej historii, bo bez Bitwy Warszawskiej nie byłoby Polski Niepodległej. Nasze zwycięstwo w 1920 r. uratowało całą Europę przed zalewem bolszewizmu. Nie byłoby to możliwe bez głębokiej wiary i opieki Matki Bożej.

– Szczyt NATO okazał się wielkim sukcesem organizacyjnym, politycznym, a przede wszystkim wojskowym. Teraz, podczas Światowych Dni Młodzieży, mieliśmy drugi sukces organizacyjny i religijny, który zaskoczył samych organizatorów, miliony Polaków i gości z całego świata. Czy po niespełna 10 miesiącach rządów PiS Minister Obrony Narodowej może powiedzieć, że Polska jest bardziej bezpieczna?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Tak. Nie mam co do tego wątpliwości. Armia i służby wojskowe działają dziś sprawniej. Nie zmarnowaliśmy ostatnich 8 miesięcy. To zasługa wszystkich odpowiedzialnych za wojsko: prezydenta, rządu premier Szydło, PiS i prezesa Kaczyńskiego, obywateli idących do wyborów w 2015 r. Sam rząd nic by jednak nie zrobił, gdyby nie było wielkiej mobilizacji całego Narodu, a przede wszystkim tych, którzy tę wielką pracę wykonali – żołnierzy i ich dowódców!

– Jak się układa współpraca ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych?

– Bardzo dobrze. Z Prezydentem uzgadniamy wszystkie decyzje, personalia i wojskową politykę zagraniczną. Prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych realizuje swoje zadania poprzez ministra obrony narodowej, a ja staram się wypełniać to jak najlepiej.

– O czym Pan Minister rozmawiał z papieżem Franciszkiem w Krakowie?

– To była prywatna audiencja, której Ojciec Święty udzielił kierownictwu Ministerstwa Obrony Narodowej. Poza mną i żoną byli wiceministrowie z osobami towarzyszącymi oraz żołnierze reprezentujący wszystkie rodzaje sił zbrojnych. Wzruszające dla nas były papieskie słowa uznania za wkład Wojska Polskiego w przygotowanie Światowych Dni Młodzieży. Papież wielokrotnie dziękował za wysiłek organizacyjny i zapewnienie bezpieczeństwa podczas pielgrzymki. Ofiarowaliśmy Ojcu Świętemu krakowską szopkę bożonarodzeniową i kopię dzieła Mikołaja Kopernika „De revolutionibus orbium coelestium”.

– Ponoć część rozmowy odbyła się w języku hiszpańskim. Jak do tego doszło?

– To stało się przypadkowo, bo ja zagadnąłem Ojca Świętego w jego ojczystym języku. Widząc radość na jego twarzy, kontynuowaliśmy osobistą rozmowę po hiszpańsku i bez tłumacza.

– Jakie tematy zostały poruszone?

Reklama

– Mówiłem o bardzo różnych kwestiach. Relacjonowałem Papieżowi nasz program społeczny i prorodzinny, który jest tak bardzo zbieżny z nastawieniem Papieża widocznym w homiliach podczas ŚDM. Ojciec Święty był bardzo zainteresowany faktem, że coraz więcej młodych Polaków garnie się do wojska, w którym cały czas żywy jest związek wartości – Bóg, Honor, Ojczyzna. Dla Ojca Świętego ten temat był bardzo ważny i ucieszył się, gdy mówiłem, że obronność naszego kraju opiera się nie tylko na nowoczesnym sprzęcie wojskowym, ale także na wartościach moralnych.

– Do mediów przedostała się informacja, że Pan Minister rozmawiał z Papieżem o katastrofie smoleńskiej.

– Mówiłem o tragedii smoleńskiej w kontekście śmierci prezydenta Kaczyńskiego, którego program społeczny realizujemy. Ale także w kontekście armii, która przecież w 2010 r. straciła całe swoje przywództwo – prezydentów, szefa Sztabu Generalnego i wszystkich dowódców rodzajów sił zbrojnych. Ojciec Święty z uwagą słuchał i mówił, że doskonale pamięta tę tragedię, która również dla niego była wstrząsem i wielkim przeżyciem. Zapewnił o swoim zrozumieniu dla konieczności wyjaśnienia wszystkich okoliczności katastrofy smoleńskiej. Papież rozumie, że to dla naszego Narodu jest bardzo ważne.

– Na jakim etapie są ustalenia podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej, która pracuje w MON?

– Prace techniczne są już bardzo zaawansowane. Sprawdzamy hipotezy, których wcześniej jako zespół parlamentarny nie mogliśmy zweryfikować, bo nie mieliśmy takich możliwości. Teraz posiadamy odpowiednie narzędzia badawcze, mamy np. tunel aerodynamiczny i dokładną dokumentację techniczną budowy Tu-154M.

– Wcześniej prof. Wiesław Binienda obliczył, że brzoza nie może ściąć skrzydła. Jak będzie teraz?

Reklama

– Tak wynikało z obliczeń prof. Biniendy, ale chcemy teraz doświadczalnie sprawdzić te wyniki. Zresztą to on przygotowuje ten eksperyment fizyczny. Jednak dane z rejestratora ATM (tzw. polska czarna skrzynka) odnalezione w MON pokazują, że brzoza nie odegrała żadnej istotnej roli w przebiegu tej katastrofy. Ważny jest też precyzyjny odczyt rejestratorów głosu, którym manipulowano, a nawet go fałszowano. Każdy będzie mógł sam zobaczyć, jakich niebywałych zafałszowań dopuszczały się prokuratura i komisja Millera. Na jesieni przedstawimy opinii publicznej analizę danych, które były pominięte w dotychczasowych pracach PKBWL oraz prokuratury wojskowej.

– Wcześniej Parlamentarny Zespół Smoleński nie miał dostępu do danych z ATM?

– Mieliśmy tylko te, które pochodziły z prokuratury. Brakowało na nich ostatnich ok. 3 sekund lotu, których zapis został uznany za nieprawidłowy. Wycięto go więc i w to miejsce wstawiono zapis rosyjski. Wygląda na to, że wyeliminowano te dane dlatego, że nie pasowały do zakładanej tezy. Ludzie, którzy tak działają, mogą być różnie nazywani, ale na pewno nie zasługują na miano prokuratorów RP.

– Członkowie podkomisji planują wyjazd do Smoleńska, aby zbadać wrak samolotu?

– Naturalnie. Komisja zwróciła się do MAK, domagając się także przejętego przez nich materiału dowodowego. Przecież zgodnie z Załącznikiem 13. do Konwencji z Chicago cały materiał dowodowy powinien być natychmiast po zakończeniu prac MAK przekazany Polsce...

– Jest już jakaś odpowiedź?

– Nie... Cierpliwie czekamy na odpowiedź. Ale przypominam, że swobodny dostęp gwarantuje nam Konwencja Chicagowska.

– Wróćmy jeszcze na chwilę do Światowych Dni Młodzieży. Jaki był udział Wojska Polskiego i służb podległych MON w ich przygotowanie?

Reklama

– Bardzo duży. Wspieraliśmy MSW i policję, które koordynowały całość prac. Najpierw saperzy wojskowi przygotowali teren w Brzegach i wybudowali mosty, a później utwardzali drogi i budowali lądowiska dla helikopterów. Wojsko zabezpieczało logistykę i dbało o bezpieczeństwo. Na miejscu była Żandarmeria Wojskowa oraz inne służby. Wielkiej pracy wykonanej przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Służbę Wywiadu Wojskowego nie było widać, ale zapewniam, że mieli co robić, identyfikując zagrożenia. Bardzo ważną rolę pełnił system monitorowania przestrzeni powietrznej, który wcześniej sprawdził się podczas szczytu NATO w Warszawie.

– Chodzi o specjalistyczne drony?

– Cały system, który na bieżąco przekazywał informacje z obszaru kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. System pozwalał zidentyfikować każde wydarzenie, które mogłoby nieść ze sobą zagrożenie dla pielgrzymów i Ojca Świętego. Pozwalał nawet na prześledzenie działań osoby budzącej niepokój na kilka dni wstecz... Można go zresztą zintegrować z monitoringiem miejskim, ulicznym i innymi systemami bezpieczeństwa.

– Głośno było o rosyjskim samolocie, który podczas Światowych Dni Młodzieży leciał w kierunku Krakowa.

– Podobnych wydarzeń było więcej. Rosyjski samolot został przechwycony na kilkanaście minut lotu przed Krakowem, a nie, jak niektóre media informowały, nad Krakowem. Całkowicie kontrolowaliśmy sytuację. Polskie F-16 zmusiły samolot do zmiany kursu i lądowania na długo, zanim mogło dojść do poważniejszego incydentu.

– Samolot miał wyłączony tzw. transponder, czyli urządzenie namierzające i identyfikujące. Za sterami siedział rosyjski mistrz akrobacji i zmierzał w kierunku przestrzeni szczególnie chronionej. Jak należy odczytać ten incydent: przypadek czy celowe działanie?

Reklama

– Nie jest możliwe, aby tak doświadczony pilot nagle całkowicie stracił orientację. Nie mamy wiedzy, czy jego działanie było częścią jakiegoś szerszego planu np. któregoś z państw. Jest też za wcześnie, aby mówić, że to była jednostkowa decyzja pilota. Doświadczenie mówi, że piloci rzadko podejmują osobiście takie nierozważne decyzje, bo to jest bardzo niebezpieczne, a piloci to ludzie bardzo racjonalni.

– Czy Rosjanin testował nasz system ochrony przestrzeni powietrznej?

– To w najlepszym przypadku! Ale nie chcę przesądzać rosyjskich intencji.

– Przejdźmy do wydarzeń z bieżącej polityki. Podczas obchodów 72. rocznicy Powstania Warszawskiego dużo zamieszania wywołała dyskusja o Apelu Pamięci...

– Sprostuję... Niektóre środowiska polityczne dążyły do wywołania zamieszania. Ale im się nie udało!

– Podczas głównych uroczystości wymieniono kilku powstańców, którzy zginęli w katastrofie, a także prezydentów Ryszarda Kaczorowskiego oraz Lecha Kaczyńskiego, jako tych, którzy swym życiem przyczynili się do kultywowania tradycji i pamięci o Powstaniu Warszawskim. Podczas Apelu nie było żadnych zgrzytów, gwizdów, pomruków, a po wystąpieniu Pana Ministra rozległy się oklaski. Jak można wytłumaczyć oderwanie medialnej narracji od rzeczywistości?

Reklama

– Proszę pytać tych, którzy próbowali wywołać zamieszanie i wrażenie konfliktu. Chcę jeszcze raz podkreślić, że nigdy nie miałem zamiaru, aby podczas Apelu Pamięci wymieniane były wszystkie ofiary tragedii smoleńskiej, a tylko te, które z Powstaniem Warszawskim i z kultywowaniem pamięci o nim są szczególnie związane. Zresztą mówiłem o tym wcześniej publicznie. I było to w pełni zgodne z odczuciami powstańców. Dlatego przedstawiciele wszystkich organizacji powstańców zaaprobowali i podpisali taki właśnie kształt Apelu. Zrobili to z tym większym przekonaniem, że wcześniej wmawiano opinii publicznej, iż MON chce narzucić „Apel smoleński” w miejsce uczczenia powstania. Tymczasem fakty były zupełnie inne.

– Są jednak osoby, także związane z Prawem i Sprawiedliwością, które uważają, że należy sobie odpuścić ten smoleński fragment w Apelu Poległych z asystą wojskową. Mówię o rozporządzeniu MON, w którym jest zapisany fragment o ofiarach: biskupach wojskowych, generałach i prezydentach. Czy warto się przy tym upierać?

– Ten fragment odczytywany jest podczas Apelu Pamięci, gdy przywoływane są wielkie czyny i tragedie narodowe. Pamięć o tych, którzy polegli na służbie Państwa Polskiego, w tym prezydenta Kaczyńskiego i prezydenta Kaczorowskiego, a także dowódców, biskupów polowych, ministrów, parlamentarzystów, twórców Solidarności, jest częścią naszej historii i będzie obecna zawsze wówczas, gdy w sposób uroczysty tę historię będziemy wspominali. Próba wyeliminowania pamięci o Smoleńsku godzi w naszą świadomość i tożsamość narodową.

– Czy jest to próba rehabilitacji za to, że w ostatnich latach pamięć ta była szargana i wyszydzana?

Reklama

– Też, ale nie to jest najważniejsze. Nie chodzi o spory i polemiki, ale o prawdę historyczną i świadomość narodową. Jest to przecież zgodne z wolą Zgromadzenia Narodowego, gdy w 2010 r. posłowie i senatorowie określili katastrofę smoleńską jako największą tragedię w powojennej Polsce. Dlatego też w Apelu, który przywołuje wielkie dramaty z historii Polski, nie może zabraknąć pamięci o ofiarach tej największej współczesnej tragedii. W imię czego mamy tę pamięć okaleczać i czynić niepełną?... Smoleńsk był znakiem narastającej agresji wobec Polski, wobec Europy i gotowości przeciwstawienia się tej presji ze strony polskiej elity narodowej. Nie możemy pozwolić na to, aby polską krew dzielić na lepszą i gorszą tylko dlatego, że ktoś ze względów politycznych chce wykreślić z naszej historii jej wielkie postaci – prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Annę Walentynowicz, Janusza Kurtykę i pozostałe ofiary tej tragedii.

– W Poznaniu od kilku lat toczy się batalia o odbudowę Pomnika Wdzięczności z figurą Chrystusa. Do tej pory działacze społeczni nie mogli poradzić sobie z celowymi szykanami urzędników i władz miasta. Kilka tygodni temu żołnierze przywieźli figurę i ustawili ją tymczasowo koło kościoła. Czy nie boi się Pan krytyki środowisk lewicowych?

– Nie. Uważam, że udział wojska w tym przedsięwzięciu był żołnierskim obowiązkiem i jest powodem do dumy. Przecież ten pomnik Chrystusa Króla był wotum dziękczynnym za odzyskanie niepodległości i zwycięstwo w powstaniu wielkopolskim. Kim byśmy byli i czym byłoby polskie wojsko, gdybyśmy odżegnywali się od tego, co było w naszej historii najwspanialsze i najważniejsze! Wciąż próbuje się rozpętać nagonkę, która ma doprowadzić do rozerwania związku wartości – Bóg, Honor, Ojczyzna. To jest działanie na szkodę i wbrew interesom Polski. Jako Polak, jako minister obrony narodowej, nigdy na to nie pozwolę.

– Bóg, Honor, Ojczyzna to wartości, które wielokrotnie sprawdziły się w historii naszego oręża. I właśnie w tym kontekście bardzo ważną rolę pełni ordynariat polowy.

Reklama

– Współpraca z bp. Józefem Guzdkiem układa się dobrze. Zresztą dotyczy to także kapelanów pozostałych wyznań chrześcijańskich i przedstawicieli innych religii, obecnych wśród żołnierzy WP. To oczywiste, że kapelani są nieodłączną częścią wojska i są bardzo potrzebni. Najlepiej widać to na naszych misjach, np. w Afganistanie, gdzie kapelan jest spowiednikiem, doradcą i współorganizatorem życia kulturalnego. Nie bez znaczenia jest również bieżące analizowanie moralnych aspektów działań wojskowych. Tu katolicka nauka społeczna ukazuje swoje bogactwo. Dyskusja o wojnie sprawiedliwej jest naturalnym tematem, który towarzyszy żołnierzom.

– Wojsku Polskiemu są więc potrzebne: tradycja i nowoczesność, historia i śmiałe patrzenie w przyszłość, ale także wiara i odpowiedzialność. Pan Minister jest w pierwszym etapie realizacji tego planu. Jakie są plany na najbliższą przyszłość?

– Mówiąc o historii, chciałbym więcej czerpać z tradycji I Rzeczypospolitej, kiedy mieliśmy spektakularne sukcesy militarne. Ten okres jest bardzo bogaty, lecz mało znany. Ale oczywiście koncentrujemy się na przywracaniu wiedzy o walce o niepodległość w XX wieku, o Bitwie Warszawskiej 1920 r., o wojnie obronnej 1939 r., o Powstaniu Warszawskim, o Żołnierzach Niezłomnych, a wreszcie o antykomunistycznej konspiracji wojskowej.

– Kilka tygodni temu słyszałem, że Chorągiew Husarska szykuje się z apelem do Pana Ministra, aby szwadron kawalerii poszerzyć o husarię. Czy już dotarli?

– Tak, i przygotowujemy się, by stopniowo realizować ich propozycję. Chciałbym, aby Polacy mogli zobaczyć husarię już na defiladzie z okazji święta Wojska Polskiego 15 sierpnia. Ta słynna polska jazda jest traktowana w podręcznikach historii jako ciekawostka, a to przecież była supernowoczesna broń, która przez 100 lat zmiatała wszystkich przeciwników i gwarantowała Rzeczypospolitej pokój i bezpieczeństwo. Współczesne amerykańskie czołgi Abrams wysiadają przy tym, czym była polska husaria.

2016-08-10 08:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pakietem w pacjenta

Od miesięcy słyszymy o skróceniu kolejek do lekarzy specjalistów, czemu ma służyć „pakiet kolejkowy” – przygotowany przez resort zdrowia, potem błyskawicznie przyjęty w parlamencie i podpisany przez prezydenta mimo zastrzeżeń wszystkich środowisk medycznych, które domagały się debaty. Operacja skracania ogonków ma się rozpocząć w 2015 r., ale obietnicę łatwiejszego dostępu do lekarza możemy włożyć między bajki

Nie ma co mieć złudzeń, „pakiet kolejkowy” nie uzdrowi sytuacji w polskiej służbie zdrowia. Świadczy raczej o zaklinaniu rzeczywistości niż o jej rozumieniu. Piszę przejęta trwogą, jakiż to los od nowego roku zgotuje nam, pacjentom, rządząca koalicja. Nieuwzględnienie opinii środowisk medycznych, które zgłaszały wobec „pakietu kolejkowego” merytoryczne zastrzeżenia, jest skandalem. Prof. Stanisława Golinowska z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreśla, że zdrowie jest nie tylko dobrem prywatnym.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Czwarte obrady plenum synodu

2025-11-15 16:01

Magdalena Lewandowska

Po Eucharystii członkowie plenum synodu zebrali się w auli PWT, by obradować i głosować nad tematem formacji w naszej diecezji.

Po Eucharystii członkowie plenum synodu zebrali się w auli PWT, by obradować i głosować nad tematem formacji w naszej diecezji.

– Jezus pyta każdego z nas: czy znajdę w tobie wiarę? – uwrażliwia abp Józef Kupny.

Już po raz czwarty obradowali członkowie plenum II Synodu Archidiecezji Wrocławskiej – kapłani, świeccy i osoby konsekrowane. Tym razem tematem była formacja i priorytety z nią związane w naszej diecezji.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję