Reklama

Niedziela Kielecka

Zakochany w Pannie S

Jest bardzo stały w uczuciach. Zarówno żonie Elżbiecie, jak i związkowi, pozostaje wierny od lat. Waldemar Bartosz to twarz (i przewodniczący) regionalnej „Solidarności”, od jej początków. Przypominamy sylwetkę związkowca, w 45. roku powstania NSZZ „Solidarność”.

2025-10-07 15:20

Niedziela kielecka 41/2025, str. IV

[ TEMATY ]

Kielce

T.D.

Obchody 44. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, w środku Waldemar Bartosz

Obchody 44. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, w środku Waldemar Bartosz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Waldemar Bartosz, przewodniczący świętokrzyskich struktur „Solidarności” urodził w 1954 r. w Łopusznie. Pochodzi z rodziny nauczycielskiej z dziada pradziada, i zapewne tam, w tradycjach i nawykach rodzinnych wykształcił się zapał do pracy społecznej, do naprawiania świata, ale i do edukacyjnych wyborów.

KUL jako przestrzeń wolności

Niemal od dziecka słuchał Wolnej Europy, która wtedy była dobrą kuźnią politycznych kręgosłupów. – Miałem zacięcie do sztuki, rysowałem, rzeźbiłem, kielecki Plastyk ze znakomitą kadrą nauczycielską był świadomą decyzją i dużo tej szkole zawdzięczam – opowiada Bartosz. Co dalej? Wciąż poszukiwania; drogi zawodowej, ułożenia relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem – i stąd KUL, który wtedy w latach 70. był bodaj najbardziej wolną i właśnie dającą możliwości poszukiwań, uczelnią. – Rozpocząłem studia na trzech kierunkach: filozofii, teologii i psychologii, chciałem sobie umeblować głowę, niesamowicie dużo czytałem. Ostatecznie, aby mieć zawód i chleb, skończyłem psychologię – wspomina. W 1979 r. Bartosz rozpoczął pracę w zupełnie nieznanym mu Jędrzejowie, w poradni wychowawczo-zawodowej. Dostał przydział do Kielc, ale wybrał mniejsze miasto, chcąc być bliżej ludzi i ich spraw. W Jędrzejowie mieszka do dzisiaj, tam przyszły na świat dzieci Bartoszów, Paweł (chirurg ortopeda) i Aleksandra (prawniczka). Mówi, że kocha to miasto.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Lubelski Lipiec i wyprawa do cioci

Reklama

Studia to był czas aktywności politycznej młodego Waldemara. – Wspólnie z Łukaszem, kolegą z KUL-u współpracowaliśmy z Komitetem Obrony Robotników. Jeździliśmy do ks. Jana Ziei (dla mnie to święty) oraz do Jacka Kuronia (niezwykły, ale zupełnie inny typ osobowości), aby przewozić dla robotników z Radomia zebrane wśród studentów pieniądze. Atmosfera przemian, nadchodzenia czegoś wielkiego, była wręcz dotykalna – opowiada Bartosz. Do Radomia pojechali następnego dnia, tuż po pamiętnym strajku robotników w 1976 r. Chcieli to zobaczyć, być z ludźmi. Ulice wymarłe, nienaturalny spokój, tylko ten osmolony budynek komitetu wojewódzkiego, naprzeciwko którego mieszkała autentyczna ciocia, więc zatrzymująca ich milicja puściła studentów wolno. A ciocia bardzo się ucieszyła.

Właśnie w Lublinie wybuchły pierwsze strajki, co nazwano potem Lubelskim Lipcem, uczestniczyła w nich Elżbieta, późniejsza żona, wtedy jeszcze znajoma studentka historii (a raczej doktorantka, obydwoje byli wówczas na studiach doktoranckich) . Waldemar z Lublina woził na Kielecczyznę ulotki, biuletyny, a strajki obejmowały stopniowo cały kraj. – Ten moment widziany w telewizji, kiedy Wałęsa wielkim długopisem podpisuje Porozumienia Sierpniowe... To było coś absolutnie wielkiego, spełnianie się na naszych oczach niemożliwego ... Wtedy powstała „Solidarność”, Panna S – tak ją nazywaliśmy i ja w tej pannie się zakochałem i jestem jej wierny do dziś – wyznaje Waldemar Bartosz. Stał się cud, władza osadzona w systemie totalitarnym zgodziła się na tworzenie związków zawodowych. Natychmiast, gdy tylko Wałęsa tym swoim wielkim długopisem podpisał Porozumienia Sierpniowe, w swojej poradni Bartosz przystąpił do tworzenia związków zawodowych niemal ze stuprocentowym akcesem załogi. Z czasem, kumulując siły, dołączyli do „Solidarności” w oświacie, co dawało ogromną liczbę ludzi. W 1981 r. wybrano go do zarządu regionu świętokrzyskiego „Solidarności”.

Entuzjazm

Reklama

Z pamiętnego Karnawału „Solidarności” trzeba wspomnieć Pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów, którego Waldemar Bartosz był uczestnikiem. Przez trzy tygodnie w sposób niemal nieprzerwany dyskutowano o prawach pracowniczych i ważkich sprawach krajowych. – Gdy po Mszy św. na rozpoczęcie zjazdu, zobaczyliśmy wielotysięczny tłum ludzi pełnych emocji, dających nam wsparcie, płaczących z radości – to było dla mnie, młodego człowieka coś absolutnie epokowego – wspomina. Jednak jesienią 1981 r. sytuacja stawała się coraz trudniejsza, narastało napięcie społeczne.

Z tamtego okresu dobrze jeszcze wspomnieć entuzjastyczne tworzenie Uniwersytetu Związkowego z inauguracją 11 grudnia 1981 r., niemal w przededniu wybuchu stanu wojennego, choć aż takiego rozwiązania jednak nikt się nie spodziewał, takiej furtki nie dawała Konstytucja. Ograniczenie wolności, stan wyjątkowy – być może, ale nie stan wojenny! Prawo zostało pogwałcone na całej linii.

Czy wiozą nas na rozwałkę?

Takie pytania zadawali sobie internowani 13 grudnia 1981 r., wyciągani po północy z łóżek, zza wyważonych brutalnie drzwi, skuci na oczach żon i dzieci. Wszystko odbywało się bez słów, pod bronią, na dużym mrozie. Stłoczeni w sukach zdołali dostrzec, że jest ich dużo, że to akcja masowa. Nie mieli pojęcia, gdzie jadą; zastanawiali się: może na rozwałkę, a może wypuszczą nas na mróz w lesie (zima była okrutna)?

Reklama

Całą noc w więzieniu na Piaskach zadawali sobie pytania – o co chodzi, co dalej? W październiku 1982 r. Bartosz został przewieziony do Łupków, przy granicy z Czechosłowacją na zupełne odludzie (tutaj odwiedziła go przyszła żona wraz z Łukaszem, niezwodnym kolegą z KUL; dotarli do Łupków furmankami i pieszo). Po zwolnieniu z więzienia i karkołomnej wędrówce do Jędrzejowa, udało się wrócić do pracy w poradni i wreszcie założyć rodzinę. Z żoną Elżbietą realizowali plan budowania „społeczeństwa alternatywnego”. Bartosza pochłonęła wtedy praca w reaktywowanym przez związkowców Towarzystwie Przyjaciół KUL, powstałym na podstawie Ustawy jeszcze z 1932 r. po to, aby znękanym ludziom dać platformę spotkania ze słowem, wymiany myśli, poglądów, pod kierunkiem takich ludzi jak ks. Józef Tischner, ks. Daniel Olszewski, Jerzy Stępień. Na tej bazie powstał Komitet Obywatelski „Solidarności”.

Waldemar Bartosz był jeszcze dwukrotnie internowany i jak mówi, dla niego stan wojenny trwał w zasadzie do 1989 r.

Było ich 10 milionów

W 1990 r. swoją przynależność do „Solidarności” z zawrotnych 10 mln członków, ujawnia 2 mln. Co się stało z tymi 8 mln ludzi? Tę dezercje spowodowała potężna obawa i poczucie, że za aktywność społeczną drogo się płaci. Nie było miejscowości, w której ludzie nie byliby represjonowani. To gorzka lekcja. Ponadto, 200 tys. wartościowych, rzutkich i wykształconych ludzi wyemigrowało i pracowało na rzecz innych krajów, wielu dramatycznie zmarnowało na obczyźnie swój potencjał. – Straszne skutki represji stanu wojennego to zablokowanie u wielu osób chęci do bezinteresownej pracy społecznej i tendencja do zamykania się w skorupce własnych spraw. Dla siebie, swoich bliskich mogą coś zrobić – ale więcej, dalej już raczej nie – uważa Bartosz.

Dodaje jednak: – My, działacze panny S mamy silny gen patriotyczny i na tym genotypie budujemy teraźniejszość i przyszłość, czego dowodzą obchodzone rokrocznie rocznice, jak w tym roku ta 45. „Solidarność” zawsze wykazywała i wykazywać będzie troskę o ubogich, o robotników i ich prawa, o kształtowanie postaw patriotycznych i prospołecznych. „Solidarność” będzie zawsze blisko ludzi.

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pamięć o „Szarym”

Niedziela kielecka 35/2025, str. VI

[ TEMATY ]

Kielce

T.D.

Rozbijali ponownie ubeckie więzienie

Rozbijali ponownie ubeckie więzienie

Sierpniowe uroczystości upamiętniające bohaterski wyczyn Antoniego Hedy „Szarego” – legendy podziemia niepodległościowego – to już w Kielcach ugruntowana tradycja.

Szczególnie uroczyste obchody przypadły w tym roku, w 80. rocznicę historycznego wydarzenia, z wystawą i pokazem rekonstrukcyjnym oraz z niedzielną Mszą św. w intencji żołnierzy bohaterskiej grupy „Szarego”.
CZYTAJ DALEJ

Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!

2025-10-21 14:10

Niedziela Ogólnopolska 43/2025, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

Artur Stelmasiak

Ks. prof. Waldemar Chrostowski

Ks. prof. Waldemar Chrostowski

Przypowieść o faryzeuszu i celniku, którzy przybyli do świątyni, żeby się modlić, odnosi się nie tylko do jednej konkretnej sytuacji, lecz do tego, co powtarza się w każdym pokoleniu wyznawców Boga.

Przypowieść o faryzeuszu i celniku, którzy przybyli do świątyni, żeby się modlić, odnosi się nie tylko do jednej konkretnej sytuacji, lecz do tego, co powtarza się w każdym pokoleniu wyznawców Boga. Jako pierwszą Jezus ukazuje pobożność faryzeusza, zapewne dlatego, że jest częstsza. Faryzeusz staje przed Bogiem z satysfakcją, że wypełnił wszystko, co nakazane, a nawet więcej, ponieważ uczynił to w dwójnasób. Gdyby na takim wyznaniu poprzestał, należałyby mu się uznanie i pochwała, bo nie wszyscy prowadzą życie, które wymaga tak wielkiego wysiłku. Stało się jednak inaczej. Słowa: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie”, świadczą, że najważniejszym celem tego wysiłku było nie tyle uczczenie Boga, ile wywyższenie się nad innych, postrzeganych jako zdziercy, niesprawiedliwi i cudzołożnicy. Ta postawa aroganckiej wyższości znalazła również wyraz w jego nastawieniu do celnika, do którego odniósł się z nieskrywaną pogardą. Zamiast patrzeć przed siebie, w stronę Boga, do którego zwracał się w modlitwie, faryzeusz oglądał się za siebie, w przekonaniu, że jest od celnika, tak samo jak od wszystkich innych ludzi, lepszy. Dziękując Bogu nie za to, kim jest, lecz za to, kim nie jest, modlił się w gruncie rzeczy do siebie, a nie do Boga. Wybrał samousprawiedliwienie, a więc tak naprawdę Boga nie potrzebował.
CZYTAJ DALEJ

Zniszczono kapliczkę w Górach Świętokrzyskich. Sprawca poszukiwany

2025-10-26 12:37

[ TEMATY ]

Góry Świętokrzyskie

zniszczona kapliczka

sprawca poszukiwany

FB/Na Drodze Świętokrzyskie

Krajno Drugie (Gmina Górno). Uszkodzona przydrożna zabytkowa kapliczka

Krajno Drugie (Gmina Górno). Uszkodzona przydrożna zabytkowa kapliczka

W sercu Gór Świętokrzyskich doszło do przykrego incydentu. W nocy z 24 na 25 października br., nieznany kierowca, prowadzący prawdopodobnie samochód marki BMW, uderzył w przydrożną kapliczkę w miejscowości Krajno Drugie. Zamiast zatrzymać się i ponieść konsekwencje, sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia, pozostawiając za sobą totalnie zniszczone miejsce modlitwy i refleksji - informuje portal Stowarzyszenia Fidei Defensor.

Podziel się cytatem - przypomina portal fideidefensor.pl.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję